W Polsce trudno o porządne, inteligentne i bezpretensjonalne kino rozrywkowe. A do takiego kina zdecydowanie należy zaliczyć Statystów. To film lekki, łatwy i przyjemny, w którego tle jednak przewijjają się mniejsze i większe tragedie życiowe tytułowych statystów.
Film w ciepły sposób pokazuje ludzi, nie stylizując ich nadmiernie i nie popadając w sztuczność i plastikowość, jakiej często nie potrafią lub nie chcą uniknąc twórcy innych polskich komedii.
Oprócz warstwy rozrywkowo- komediowej i wątku miłosnego mamy tutaj kilka obserwacji psychologiczno - socjologicznych, ale są to obserwacje w wersji light. Przegrani życiowo nieudacznicy z małej mieściny, w różnym wieku i roznej plci spotykają się na planie chińskiego filmu. Brawo dla Michała Kwiecińskiego juz za podjęcie tego tematu. Niepostrzeżenie wostanich latach Chińczycy stali się największą mniejszością w Polsce i sukcesywnie ich liczba wzrasta. Zabawny punkt wyjściowy filmu, w którym Poalcy zostali wybrani na statystów jako najbardziej ponury naród na świcie jest ironiczny, ale zarazem nie można odmówić mu autentyzmu. Ten casting rozpoczyna liczne perypetie polsko - chińskie. Kwieciński wbrew Chińczykom udowadnia z czasem, że Polacy wcale nie są takim ponurym, smutnym narodem za jaki inni ich uwaząją.
Film jest ciepły, wartko opowiedziany i ma optymistyczne przesłanie. Przypomina mi on troche komediowe kino czeskie. Jest w nim pewna lekkość, swoboda wyrazu, której tak bardzo brakuje polskim komediom.
A teraz łyżka dziegciu. Statyśici sa filmem jednak dośc przewidywalnym i opartym na paru rozpoznawalnych schematach, dlatego bez problemu barzdiej wyrobiony widz przwidzi dalszą akcję filmu. Również happy end jest mocno naciągany i zrobiony trochę na siłę. Mimo wszystko pierwszy polski film o zderzeniu cywilizacyjnym kultur polskie i chińskiej wypadł całkiem udanie. Coraz bardziej da się zauważyć, że polskie kino odżywa i zmierza do normalności. I dobrze.